top of page

FACEBOOK

INSTAGRAM

Tylko dla orłów

Niektórzy nazywają je Everestem dla żeglarzy. Jest w tym dużo prawdy, ale chyba lepiej porównać je do K2 zimą. W końcu Vendee Globe to najtrudniejsze regaty żeglarskie na świecie. Dziś dowiecie się dlaczego.

Trasa Vendee Globe, edycja 2016

Krótka historia


Vendee Globe powstało z inicjatywy francuskiego żeglarza Phillipea Jeantota, rozczarowanego formą organizowanych wtedy regat. Jeantot, dwukrotny zwycięzca regat BOC challenge czyli obecnych Velux Five Oceans Race, postanowił podnieść poprzeczkę, stawiając przed żeglarzami nowe regatowe wyzwanie - samotny rejs dookoła świata, non-stop, bez pomocy z zewnątrz.


Historia Vendee Globe nie jest tak długa jak choćby Pucharu Ameryki (1851 r). Pierwszy wyścig odbył się na przełomie lat 1989 i 1990 i od tamtej pory odbywa się co cztery lata. Pierwsze regaty ukończyło tylko siedmiu z 13 zawodników, reszta nie dotarła na metę - jedni z przyczyn technicznych jak np. złamany maszt, inni z powodów zdrowotnych. Wśród żeglarzy, którzy ukończyli wyzwanie, był Jeantot, zajął czwarte miejsce. Wtedy najszybszy z zawodników dotarł na metę po 109 dniach. Obecny rekord to dla porównania 74 dni. Oba należą do Francuzów, którzy od pierwszej edycji trzymają regatowe trofeum u siebie. Z Francji pochodzi też kolejny rekordzista regat - Michel Desjoyeaux. Jako jedyny wygrał Vendee Globe dwukrotnie, w 2001 i 2009 roku. Wśród kobiet najlepszy wynik wciąż należy do Ellen MacArthur. W 2001 24-letnia MacArthur[1] zajęła drugie miejsce, dopływając do mety jeden dzień po Desjoyeaux. Warto wspomnieć tu o jedynym Polaku który wziął udział w Vendee Globe. Zbigniew Gutkowski, bo o nim mowa, brał udział w siódmej edycji regat, jednak wycofał się z nich z powodu awarii autopilota.


Zanim dowiecie czemu aż tak trudno wygrać albo, jak kto woli, przetrwać Vendee Globe, sprawdźmy jak wyglądają statystyki dotyczące wypadków. Rozczaruję Was, podczas jednego wyścigu Sydney - Hobart zginęło więcej osób niż w całej historii Vendee Globe[2]. Szukający sensacji nie znajdą jej tu za dużo. Co innego awarie, stłuczki i problemy zdrowotne, tych jest mnóstwo i podczas każdej z edycji odpada przez nie średnio połowa startujących. Nagminne są wywrotki (nie ma się co śmiać, niektóre mogły skończyć się tragicznie), osiadanie na mieliźnie, a awarie steru, autopilota i osprzętu to już klasyka. Z ciekawszych problemów, zdarzyły się dwie kolizje łodzi regatowych z... łodziami rybackimi.



Trudne początki


Masz sponsorów, świetnie wyposażony jacht i znasz się na żeglowaniu jak mało kto - co może pójść źle? Wszystko, bo trasa regat jest bardzo wymagająca, trudności zaczynają się na samym początku i trwają aż do końca. Startujemy z Les Sables d'Olonne - miasta we Francji, położonego w departamencie Vendee - stąd nazwa wyścigu. Zabawa zaczyna się już podczas przechodzenia Zatoki Biskajskiej, tu czekają nas silne południowo-zachodnie wiatry, niekiedy wichury rozbijające się o brzegi Zatoki mają moc huraganu. Podczas schodzenia coraz bardziej w stronę równika silne wiatry nadal utrudniają żeglugę. Przekroczenia równoleżnika 0 nie zapowiada końca problemów, przed nami Przylądek Dobrej Nadziei i rozpoczynająca się na jego wysokości tzw. cienista strefa czyli odcinek Oceanu Indyjskiego między najdalej wysuniętym na południe punktem Afryki a Tasmanią. Tu żegluga nie staje się przyjemniejsza, nadal towarzyszą nam silne wiatry (dochodzące do 100km/h), jest zimno, a powietrze jest bardzo wilgotne. Na tym etapie rejsu zawodnicy muszą zachować równowagę między schodzeniem jak najdalej na południe czyli skracaniem trasy a bezpieczeństwem - im bliżej Antarktydy tym bliżej lodu.


Zatoka Biskajska to nie bułka z masłem...


Gorący punkt


W końcu przychodzi czas na gwóźdź programu - Horn. Tu, choć morze momentami się wygładza, dochodzi nowe niebezpieczeństwo - tzw. growlers czyli niewykrywalne przez radar odłamki gór lodowych. Zderzenie z nimi jest bardzo niebezpieczne, dlatego żeglarze spędzają godziny na pokładzie uważnie obserwując ocean - każdy kto stał na wachcie na oku wie, jak to potrafi zmęczyć.

Horn zostawiamy za plecami...

Ostatnia prosta


Po minięciu Hornu jesteśmy na południowym Atlantyku. Silne podmuchy papero[3] utrudniają żeglugę, jednak powoli znika niebezpieczeństwo natknięcia się na lód. Zbliżając się do równika trzeba zaplanować jak bez straty prędkości i czasu przejść Doldrums - pas rozciągający się kilka stopni na północ i na południe od równika na którym występują długie okresy ciszy. Po przejściu najdłuższego równoleżnika jesteśmy na północnym Atlantyku. To ostatnia prosta wyścigu, a przed nami ostatnie zmagania z silnymi wiatrami wiejącymi na tych szerokościach (westerlies[4]). W Les Sables d'Olonne czeka już szampan, chwała i ważące 10 kg trofeum.

Nowy rekord Vendee Globe ustanowiony, Armel Le Cleac’h pierwszy na mecie (2017 r)

Źródło


Przypisy


[1]Ellen MacArthur i to, co nawyprawiała w żeglarstwie to materiał na osobny artykuł, który na stówę niedługo się u nas pojawi.

[2]W historii Vendee Globe były trzy wypadki śmiertelne.Podczas regat Sydney - Hobart tylko w 1998 roku zginęło sześciu żeglarzy.

[3]pampero - tu: silny wiatr wiejący w Argentynie, Paragwaju i na południu Brazylii, przynosi mocne ochłodzenie i zmianę pogody. Źródło https://en.wikipedia.org/wiki/Pampero_(wind)

[4]westerlies - silne zachodnie wiatry wiejące na 30-60 stopniach szerokości geograficznej. Źródło https://en.wikipedia.org/wiki/Westerlies


Dłuższa lektura


Lundy Derek, Godforsaken Sea: The True Story of a Race Through the World's Most Dangerous Waters,2000, wydawnictwo Anchor Books


MacArthur Ellen, Taking on the World : A Sailor's Extraordinary Solo Race Around the Globe, 2003, wydawnictwo International Marine/McGraw-Hill



Źródła

bottom of page