top of page

FACEBOOK

INSTAGRAM

Dziewczyno - pokochaj silnik!


Dziewczyny na jachcie


Może nie wiecie, ale jak dotąd w obsadzie każdej naszej łódki znajdował się chociaż jeden facet, na którego można było zrzucić przykry i mało romantyczny obowiązek obsługi silnika. Oczywiście, my też się tego uczyłyśmy, kapitan dobrze nas pilnował, ale niestety zgodnie z krzywdzącym stereotypem nie miałyśmy zielonego pojęcia jak DOKŁADNIE on działa, byleby dał się odpalić i wrzucić wsteczny. W końcu jednak dzień dziecka się skończył i wylądowałyśmy w obsadzie jachtu złożonej z czterech bab.


Wyjście z Giżycka poszło łatwo. Podróż na Południe Mazur zaczęłyśmy modląc się w duchu, by aż do końca potrzebne było tylko mechaniczne wykonywanie czynności. Jak się pewnie domyślacie – nie wystarczyło. Przed kanałem Kula ledwo udało nam się odpalić katarynę, a gdy zdechł wiatr i postanowiłyśmy dogonić przyjaciół na silniku okazało się, że wyrobił on już swój limit pracy na dzisiaj. Za nic nie dał się uruchomić, a krótka konsultacja telefoniczna ujawniła, że najpewniej zalała się świeca (nie nadużywajcie ssania!) i nie popłyniemy dopóki nie wyschnie. Zostałyśmy na środku jeziora bez wiatru, kataryny i facetów, za to z dwoma pagajami. Machałyśmy nimi dzielnie ponad półgodziny, czego nie powstydziłby się nawet chłop. Pierwsze koty za płoty. Na szczęście gdy następnego dnia na horyzoncie ukazały się kanały, silnik zaskoczył.


Uradowane własnym sukcesem w walce z przeciwnościami losu zaczęłyśmy nazywać się „silnymi i niezależnymi kobietami”. To wydarzenie da z resztą początek kolejnemu tekstowi – o kobietach i o odpowiedzialności na jachcie. Ten oto artykuł ja i Julka zaczęłyśmy pisać już podczas przechodzenia kanałów z północy na południe i pamiętam jak martwiłam się, że będzie on dość krótki – ot, historia o burzliwej relacji silników i kobiet oraz parę rad na początek. Nasz dwusuw (który dość szybko zyskał miano Stefana, aby łatwiej było na niego złorzeczyć) okazał się dużo bardziej kapryśny niż się tego spodziewałyśmy…



Na początku palił niewiele. Na jednym kanistrze zrobiliśmy pewnie w sumie ze 30 kilometrów, strasznie dużo w porównaniu z naszymi poprzednimi rejsami. Dopiero po minięciu mostu w Giżycku ujawnił się kaprys numer 2. Dobrze, że ruch był mały. Stefan dla odmiany stwierdził, że mu się odwidziało i teraz będzie palił dużo a także okresowo ciekł, czym zupełnie nas zaskoczył. Mieszanka skończyła się niespodziewanie na środku kanału. Dobrze, że mieliśmy rozpęd i dodatkowy kanister.



Kaprys numer 3 także objawił się w kanale. Nie dość że Stefan ciekł to jeszcze wlew paliwa lubił się czasem zassać i nie można było go ruszyć ani łapkami w rękawiczkach, ani obcęgami, ani śrubokrętem, ani dziewczyną trenującą sztuki walki. Dobrze, że w krytycznym momencie przybyło wsparcie w postaci bardzo miłego pana i jego suczki Daisy, mieszkających przy kanale.



Stefanowi trzeba jednak oddać honor – po tym gdy nieszczęśliwie, w wyniku awarii płetwy sterowej, przywaliłyśmy nim w kamień, działał dalej. Trzeba go było tylko z powrotem zaczepić o trzpień. Ale i z tym silne i niezależne kobiety sobie poradziły. Po tej przygodzie zaczęłam żywić pewien szacunek do dwusuwów – większość bieżących problemów można naprawić biorąc je na chłopski rozum. Ostateczny wynik walk między nami a Stefanem określiłabym jako 4:1 dla silnych i niezależnych kobiet. Jeden punkt dla silnika, bo nie mogłyśmy w żaden sposób zrekompensować cieknięcia.




Bogatsza o nowe doświadczenia stworzyłam kilka praktycznych porad obsługi silnika dla kompletnych laików, rozszerzających nieco te teoretyczne, zawarte w podręczniku dla żeglarzy:



1. Silniki jachtowe dzielą się zasadniczo na dwusuwy i czterosuwy, zazwyczaj przyczepione z tyłu rufy. Trzeba o tym pamiętać podczas kupowania benzyny – jeśli pływacie z silnikiem jak nasz Stefan musicie do benzyny dokupić jeszcze buteleczkę oleju i najlepiej od razu wlać ją do kanistra. Lepiej o tym nie zapomnieć, bo bez oleju silnik może się zepsuć. A tak będziecie mieć już gotową mieszankę na sytuacje awaryjne jak nasze w kanałach. Armator wszystko Wam wytłumaczy.


2. Jeśli zapomnicie, czy dolaliście już olej czy nie, zwróćcie uwagę na kolor benzyny – z olejem będzie ciemniejsza i bardziej niebieska.


3. Nie na każdym jachcie można znaleźć lejek do wlewania paliwa. Jeśli go nie będzie, możecie łatwo zrobić go samemu, odcinając górną część plastikowej butelki.


4. Ciężko sprawdzić poziom paliwa, odkręcając tylko jego wlew. Aby to sobie ułatwić można bez obaw podnieść obudowę silnika. Zawsze woźcie ze sobą zapas na wypadek takich numerów, jakie robił nam Stefan.


5. Nie przesadzajcie ze ssaniem benzyny, włączajcie je tylko na chwilę, by nie zalać świecy paliwem.


6. Sprawdzajcie nie tylko poziom paliwa, ale też chłodzenie – czy z silnika leci strumyczek wody. Przy okazji pamiętajcie też o odpowiednim zanurzeniu silnika, bo wpływ jezioranki jest oczywiście na dole. Wtedy z resztą będzie się wygodniej pływało. Zwykle odpowiednim zanurzeniem będzie maksymalny poziom na jaki pozwala pantograf (taka dźwignia do podnoszenia i opuszczania silnika). Po skończonej pracy silnika podnieście go jak najwyżej – po co ma was hamować.


7. Jeśli obroty silnika spadają to najpewniej zdarzyła się jedna z dwóch rzeczy – albo kończy się paliwo albo w śrubę wkręciło się sporo zielska. Wyłączcie go wtedy i zróbcie co trzeba.


8. Uważajcie też na inne przeszkody – liny kotwiczne, bojki w portach lub kamienie przy brzegu. Jeśli cumujecie na dziko upewniajcie się, że włożony silnik nie zaryje w płytkie dno. Uważajcie też na luźno zwisające do wody liny podczas kładzenia masztu; trzeba je wybrać, by nie wkręciły się w silnik.


9. Manewrowanie silnikiem jest tylko trochę łatwiejsze niż na żaglach. Pamiętajcie, by do portu wpływać na w miarę małych obrotach (jeśli pozwala na to siła wiatru), a przy dobijaniu odpowiednio wcześnie wrzucić na luz lub nawet wsteczny. Zawsze warto mieć też zapas wysokości względem wiatru. I jeszcze dwie małe uwagi – po pierwsze na najmniejszych obrotach silnik może czasem zgasnąć, a po drugie – wsteczny czasem nie chce wskoczyć. Powtórzcie wtedy ruch dźwignią.


10. No i last but not least – bierzcie wszystko na chłopski rozum i nie panikujcie. Mechaniczne zapamiętywanie czynności naprawdę pomaga na początku: kranik, włożenie silnika, odpowietrzenie, manetka na środek, bieg na luz, ewentualnie ssanie i jedziemy :)



Uf, to była ciężka przeprawa... Ale nauczyłam się o silniku więcej niż przez wszystkie poprzednie lata.

Dziewczyny - znajdźcie w sobie odwagę i pokochajcie silnik!


Z żeglarskim pozdrowieniem,

Maria

bottom of page