top of page

FACEBOOK

INSTAGRAM

"Moby Dick" czyli co łączy Białego Wieloryba z siecią popularnych kawiarni


"Moby Dick" Hermana Melville'a

Cóż, powiem Wam, że od czasów "Nie-boskiej komedii" chyba żadna książka mnie tak nie wymęczyła! Tym bardziej mnie to zasmuciło, bo "Moby Dick" Hermana Melville'a należy do uwielbianej przeze mnie marynistyki, a w dodatku dość rzetelnie odzwierciedla ówczesne realia i stan wiedzy o wielorybnictwie. Wszystko to, co tygryski lubią najbardziej.


Wiele razy podchodziłam do tej książki, aż w końcu skończyło się na audiobooku. Chyba zaczęłam przy tym rozumieć, dlaczego "Moby Dick" przez sto lat od wydania w 1851 r. nie został doceniony... Ale o tym później.


Jeśli oglądaliście film "Moby Dick" z 1956 r. albo chociaż "W samym sercu morza" z 2015 r. to raczej nie spodziewajcie się, że książkowa fabuła będzie wyglądać tak samo. Nie chcę przez to powiedzieć, że książka czy któryś z tych filmów jest z gruntu zły. Chciałam tylko zaznaczyć, że dzieło Melville'a było dla mnie pewnym zaskoczeniem po tym, jak jako berbeć obejrzałam pierwszy z wymienionych przeze mnie filmów.


Powieść ta, licząca w moim wydaniu prawie 900 stron, opowiada o pogoni opętanego rządzą zemsty kapitana Ahaba za białym wielorybem, który kiedyś pozbawił go nogi. Klasyka literatury, pewnie o tym wiecie. Nie jest też tajemnicą, że upór kapitana ma wpływ na tragiczne przeznaczenie całej załogi "Pequoda". Historia opowiedziana jest z perspektywy Izmaela, który pragnie zostać wielorybnikiem i zaciąga się na nieszczęsny statek...


Po tym opisie można odnieść wrażenie, że jest to zwykła powieść przygodowa, prawda? Nic bardziej mylnego! Przedstawić w ten sposób fabułę "Moby Dicka" to nic nie powiedzieć. Przede wszystkim, oprócz powieści przygodowej, znajdziecie tu elementy dramatu, literatury naukowej, rozważań filozoficznych... i to one zajmują najwięcej miejsca! Przygotujcie się na to, że fabuła pójdzie naprzód tak naprawdę dopiero gdzieś pod koniec drugiego tomu. Owszem, niektóre z tych rozpraw filozoficznych o naturze człowieka i przeznaczeniu są być może ponadczasowe i brzmią całkiem nieźle, jeśli ktoś tak jak ja jest romantykiem. Mimo to zdołały przytłoczyć nawet mnie! Gdzieś w jednej trzeciej książki myślałam już tylko "Boszsz... byle nie kolejna refleksja nad sensem życia!".


źródło: https://comicvine.gamespot.com/images/1300-1937466


Kolejną wadą "Moby Dicka" jest w moich oczach brak subtelności. Może to tylko moja subiektywna opinia, która nie docenia nowatorstwa i awangardowości powieści Melville'a, ale wydaje mi się, że są subtelniejsze sposoby na wprowadzenie motywu teatrum mundi niż po prostu... niespodziewana zmiana formy tekstu na dramat wraz z didaskaliami. Jeśli ktoś z Was jest fanem "Moby Dicka" może zdoła zmienić moje zdanie w tej kwestii?


Powiem Wam jeszcze jedno na zakończenie - jeśli zaczytujecie się w książkach typu "Gry o tron" i najważniejsze w opowieści jest dla was realistyczne zachowanie bohaterów, to możecie mieć problem z odbiorem "Moby Dicka". Główne postacie mają jakiś tam swój charakter lub back story, ale wysławiają się i zachowują w sposób dla mnie tak nieprawdopodobny, że głowa mała. Marynarze z przedniego pokładu urządzający rozprawy filozoficzne wieczorami. Podziwiający piękno natury. Wiecznie snujący refleksje pięknym językiem (wszyscy identycznym)... Zapewne jest to celowy zabieg, ale ja nie potrafię zgadnąć jego przeznaczenia. Często moimi ulubionymi bohaterami marynistyki stają się pierwsi oficerowie. Tym razem było tak samo - rozsądny ale odważny Starbuck zafascynował mnie najbardziej. Szkoda, że nie znalazło się dla niego więcej czasu antenowego pośród tych wszystkich opisów...


Zaraz... to musi być przypadek, tak? Najpopularniejsza sieć kawiarni na świecie nawiązuje do samobójczego pościgu Ahaba za białym wielorybem...? Why?[1]


Zalety "Moby Dicka" mogę wymienić w jednym akapicie. Będzie to przede wszystkim pewna ponadczasowość przekazu i rzetelność w opisie realiów pracy wielorybnika oraz natury. Widać, że autor wie, o czym pisze i umie przy tym posłużyć się wcale ładnym językiem. Aż do przesady. Historia sama w sobie również jest ciekawa, ale nie o nią tu tak naprawdę chodzi.


Generalnie uważam, że gdyby książka była o połowę krótsza, to niewiele by na tym straciła i może stałaby się bardziej przystępna dla odbiorcy... Bo ze współczesnej perspektywy wygląda to trochę tak, jakby autor chciał komuś zaimponować ilością posiadanej wiedzy i głębią refleksji.


Ale o tym powinniście przekonać się osobiście ;)


Subiektywna ocena:

Z żeglarskim pozdrowieniem,

Maria

[1]To nie żart. Sprawdźcie. Najlepsze jest to, że pierwotnie kawiarnie miały nazywać się "Pequod". Konia z rzędem temu, który wyjaśni mi, jak to się miało pozytywnie kojarzyć konsumentom.

bottom of page