top of page

FACEBOOK

INSTAGRAM

Czy wiesz o czym śpiewasz? - "Mona"


źródło: Wikipedia

Wśród naszej załogi nie była to nigdy popularna szanta, ale uwielbiałam ją. Jedna rzecz mi tylko nie pasowała: gdzie bryg – żaglowiec a gdzie rok '59… Kontekst sugerował, ze chodzi o wiek dwudziesty. O co więc w tym wszystkim chodzi?


Nie lubię, gdy nie mam pojęcia, o czym śpiewam, ale na szczęście znalezienie odpowiedzi na pytania nie było trudne; słynna łódź ratunkowa "Mona” ma nawet swoją stronę na polskiej Wikipedii, choć nieco ubogą. Przede wszystkim okazało się, że polska szanta jest tylko znacznie uboższym remakiem "The Lifeboat Mona”:




The Lifeboat 'Mona'

[Chorus:] Remember December fifty-nine The howling wind and the driving rain Remember the gallant men who drowned On the lifeboat, 'Mona' was her name The wind it blows and the sea roars up Beats the land with mighty waves At St.Andrew's Bay the lightship fought The sea until her moorings gave The captain signalled to the shore 'We must have help or we'll go down' From Broughty Ferry at two a.m. They sent The Lifeboat 'Mona' out Eight men formed that gallant crew They set their boat against the main The wind's so hard and the sea's so rough We'll never see land or home again Three hours went by and the 'Mona' called The winds blow hard and the seas run high In the morning light on Carnusty Beach The Mona and her crew did lie Five lay drowned in the kelp there Two were washed up on the shore Eight men died when the boat capsized And the eighth is lost forever more




Totalnie nie mogę przeboleć tego, co zrobili tłumacze z "Moną”. Opowiedzieli kompletnie inną historię! Rozumiem, ciężko znaleźć rym do "latarniowiec[1]”, ale mimo wszystko…


Dziwicie się, czemu tak marudzę? Otóż, jeśli jeszcze tego nie wiecie – historia opisana w piosence to historia prawdziwa. Opowiada o prawdziwych kłopotach prawdziwego latarniowca i o naprawdę żyjących ludziach, którzy naprawdę zginęli 8 grudnia 1959. Myślę, że wypadałoby pamiętać o tym pisząc polski tekst. A także śpiewając lub słuchając tej szanty. Podobno zdarza się ciągle, że na dźwięki "Mony" wszyscy obecni żeglarze w tawernie wstają...


Tragedia wydarzyła się we wtorkową noc w Szkocji, na Zatoce św. Andrzeja. Sztorm zerwał z kotwicowiska latarniowiec "North Carr”. Statek nie miał maszyn, nie mógł manewrować po wzburzonej wodzie, wezwał więc pomoc. W tak niesprzyjających warunkach tylko jedna łódź była w stanie wyjść w morze i była to właśnie "Mona” z jej ośmioosobową załogą. Ostatni sygnał odebrano od niej tuż przed piątą rano.


Nigdy nie było żadnego tonącego brygu. Latarniowiec cudem utrzymał się na zapasowych kotwicach, a jego załogę ewakuował helikopter. Wszyscy przeżyli, statek do dziś można zwiedzać w porcie w Dundee. Wrak łodzi ratunkowej wraz ciałami morze wyrzuciło na brzeg. Musiała wywrócić się i zatonąć. Jednego członka załogi nigdy nie odnaleziono.


Najmłodszy topielec miał dwadzieścia dwa lata. Tyle co ja teraz.


Pamiętajmy o nich słuchając "Mony”.




Z żeglarskim pozdrowieniem,


Maria




[1] Latarniowiec, faktyczny bohater tej opowieści, to statek, którego światło pozwala zorientować się na morzu. Działa jak latarnia morska, ale jest statkiem. Umieszcza się go tam, gdzie niemożliwe jest wybudowanie budynku.

bottom of page